Kliknij tutaj --> ⛸️ jak chyłka straciła dziecko
Opis produktu. Kobieca moc - odkryj 10 mocy drzemiących w Tobie. Przebudź kobiecość, by przełamać ukryte wewnętrzne blokady i aktywować Twoją kobiecą moc, byś miała cudowne relacje, miłość i zawód lub biznes z pasją. Nowa książka odkrywa, jak odzyskać, aktywować i wzmocnić Twoją kobiecą moc, byś miała życie, które
Nowa książka Remigiusza Mroza. Rodzina Monet - wszystko co musisz wiedzieć. Pokaż więcej. Książka Kochając syna autorstwa Genova Lisa, dostępna w Sklepie EMPIK.COM w cenie 26,33 zł. Przeczytaj recenzję Kochając syna. Zamów dostawę do dowolnego salonu i zapłać przy odbiorze!
#adele #whenwewereyoung #newalbumNa przykładzie Adele - dlaczego gwiazdy tracą głos lub mają problemy.Marcin Łazarski - śpiewaj świadomieLink filmu z piosenk
Książka Krzyk ciszy autorstwa Bartoś Jolanta, dostępna w Sklepie EMPIK.COM w cenie 30,35 zł. Przeczytaj recenzję Krzyk ciszy. Zamów dostawę do dowolnego salonu i zapłać przy odbiorze!
45K views, 518 likes, 142 loves, 89 comments, 8 shares, Facebook Watch Videos from Chyłka: Jak bardzo cieszycie się, że 1. odcinek #chyłkainwigilacja jest już dostępny w player.pl w skali od 1 do 10?
Site De Rencontre Gratuit Femme Pour Femme. Opis Szczegóły Opinie Dostawa Z tej samej serii Tego samego wydawnictwa Niewierni Severski Vincent Wydawca: Czarna Owca Język: polski Seria: Czarna seria Format: Oprawa: Twarda z obwolutą Format książki: Twarda oprawa Tytuł: Niewierni Niewierni to tętniący napięciem wielowątkowy thriller, w którym powracają bohaterowie Nielegalnych. Autor, były oficer wywiadu, stworzył pasjonującą opowieść inspirowaną autentycznymi wydarzeniami. Agenci polskiego wywiadu z zespołu Konrada Wolskiego wpadają na trop tajemniczego spotkania w hote... CD MP3 Niewierni Severski Vincent V. Wydawca: Czarna Owca Język: polski Seria: Czarna seria Format: Oprawa: Kartonowa Rodzaj nośnika: CD-MP3 Format książki: Audio CD Tytuł: CD MP3 Niewierni Niewierni to tętniący napięciem wielowątkowy thriller, w którym powracają bohaterowie Nielegalnych. Autor, były oficer wywiadu, stworzył pasjonującą opowieść inspirowaną autentycznymi polskiego wywiadu z zespołu Konrada Wolskiego wpadają na trop tajemniczego spotkania w hotelu... Czarne tango Oskarsson Lena Wydawca: Czarna Owca Język: polski Seria: Czarna seria Format: Oprawa: Miękka Format książki: Miękka oprawa Tytuł: Czarne tango Nowy kryminał autorki “Placu dla dziewczynek”Noc Świętojańska nad jeziorem Shiresjon. Rok temu popełniono tutaj brutalne morderstwo. W tym roku nieznajomi z Internetu skrzyknęli się, by uczestniczyć w maratonie Czarnego Tanga. Zapowiada się niezapomniana noc! Wśród imprezujących jest znana bloger... W stronę grozy Sten Viveca Wydawca: Czarna Owca Język: polski Seria: Czarna seria Format: Oprawa: Miękka Format książki: Miękka oprawa Tytuł: W stronę grozy Szósta powieść kryminalna z cyklu o Thomasie Andreassonie i Norze Linde Zima na Sandhamn, wyjący wiatr, zamieć. W Wigilię przerażona kobieta wsiada na ostatni prom płynący na wyspę. W drugi dzień świąt na plaży przy Hotelu Żeglarskim znalezione zostają zwłoki kobiety. Inspektor policji kryminal... Ostatnia para ucieka Dahl Arne Wydawca: Czarna Owca Język: polski Seria: Czarna seria Format: Oprawa: Miękka Format książki: Miękka oprawa Tytuł: Ostatnia para ucieka / Ostatnia para ucieka Ostatnia para ucieka to czwarta i zarazem ostatnia część cyklu o grupie Opcop. Grupa Opcop zdążyła już stracić kilku członków, blizny innych nigdy się nie zagoją. Mafia jest silniejsza niż kiedykolwiek, handel narkotykami bardziej zaawansowany, a metody brutalniejsze, czego Paul Hjelm i jego ko... O sensie życia Frankl Viktor E. Wydawca: Czarna Owca Język: polski Format: Oprawa: Twarda Data premiery: 2021-07-28 Format książki: Twarda oprawa Tytuł: O sensie życia Jedenaście miesięcy po wyzwoleniu z nazistowskich obozów koncentracyjnych Viktor E. Frankl wygłosił w Wiedniu szereg publicznych wykładów. Psychiatra, który wkrótce stał się sławny na całym świecie, wyjaśnił swoje główne myśli na temat sensu życia i odporności nawet w obliczu wielkich przeciwnoś... Klauzula ojca Khemiri Jonas Hassen Wydawca: Czarna Owca Język: polski Format: Oprawa: Miękka ze skrzydełkami Data premiery: 2019-09-18 Format książki: Miękka oprawa Tytuł: Klauzula ojca Jonas Hassen Khemiri, jeden z najbardziej uznanych szwedzkich pisarzy młodego pokolenia, powraca z nową powieścią. „Klauzula ojca” to wciągająca powieść o współczesnym rodzicielstwie. Dziadek, który przed laty opuścił rodzinę, powraca do kraju, żeby odwiedzić swoje dorosłe dzieci. Syn jest życi... Cordelia Graham Winston 4/5 (3 Oceny) Wydawca: Czarna Owca Język: polski Format: Oprawa: Miękka Data premiery: 2020-10-14 Wymiary: 195x130 cm Format książki: Miękka oprawa Tytuł: Cordelia Winston Graham, kawaler Orderu Imperium Brytyjskiego, jest najbardziej znany jako autor bestsellerowego cyklu powieści historycznych o rodzinie Poldarków. „Cordelia” to powieść, w której po raz kolejny ujawnia on talent do snucia intrygujących, oddających ducha epoki fabuł. Manchester, 1867 rok... Zamęt Severski Vincent V. 5/5 (5 ocen) Wydawca: Czarna Owca Język: polski Format: Oprawa: Miękka ze skrzydełkami Format książki: Miękka oprawa Tytuł: Zamęt W Pakistanie porwany zostaje przez talibów polski biznesmen. Grozi mu śmierć. Do akcji ratunkowej rusza super tajna jednostka Agencji Wywiadu znana jako „Sekcja”. Szybko okazuje się jednak, że porwanie jest tylko częścią szerszego planu, w który zaangażowane są wywiady różnych krajów i staje się... Operacja Retea Faliński Marcin, Kozubal Marek 5/5 (3 Oceny) Wydawca: Czarna Owca Język: polski Format: Oprawa: Miękka ze skrzydełkami Data premiery: 2021-06-30 Format książki: Miękka oprawa Tytuł: Operacja Retea Warszawa, 2014. Jeden z wysoko postawionych oficerów Agencji Wywiadu trafia do szpitala tuż po tym, jak na jaw wychodzi, że współpracował z Rosjanami. Zanim zostaje przesłuchany, umiera. Pielęgniarka twierdzi, że przed śmiercią odwiedził go brat – problem polega na tym, że mężczyzna był jedynakie... Ten produkt jest niedostępny, ale zobacz produkty podobne. Afekt. Seria z Joanną Chyłką. Tom 13 Mróz Remigiusz 5/5 (1 Ocena) Wydawca: Czwarta Strona Język: polski Seria: Joanna Chyłka Oprawa: Miękka Data premiery: 2021-03-23 Format książki: Miękka oprawa Tytuł: Afekt. Seria z Joanną Chyłką. Tom 13 W nowej kancelarii prawnej Joannie Chyłce zostaje przydzielona sprawa będąca jej zawodowym koszmarem: ma bronić pedofila. Sytuację komplikuje fakt, że oskarżonym jest brat jednego z najważniejszych polityków w Polsce – kandydata na prezydenta, który przed wyborami przoduje w sondażach. Sprawa sku... Precedens. Seria z Joanną Chyłką. Tom 12 Mróz Remigiusz 5/5 (1 Ocena) Wydawca: Czwarta Strona Język: polski Seria: Joanna Chyłka Oprawa: Miękka Data premiery: 2020-09-16 Wymiary: 0x0 cm Format książki: Miękka oprawa Tytuł: Precedens. Seria z Joanną Chyłką. Tom 12 Do Joanny Chyłki z nietypową sprawą zgłasza się jedna z najpopularniejszych polskich aktorek. Twierdzi, że za moment popełni przestępstwo, i chce, by to właśnie prawniczka z Żelaznego & McVaya ją broniła. Zanim Chyłka ma okazję zastanowić się, jak zapobiec tragedii, jest już za późno. Kobieta bru... Operacja Retea Faliński Marcin, Kozubal Marek 5/5 (3 Oceny) Wydawca: Czarna Owca Język: polski Format: Oprawa: Miękka ze skrzydełkami Data premiery: 2021-06-30 Format książki: Miękka oprawa Tytuł: Operacja Retea Warszawa, 2014. Jeden z wysoko postawionych oficerów Agencji Wywiadu trafia do szpitala tuż po tym, jak na jaw wychodzi, że współpracował z Rosjanami. Zanim zostaje przesłuchany, umiera. Pielęgniarka twierdzi, że przed śmiercią odwiedził go brat – problem polega na tym, że mężczyzna był jedynakie... Gorsza Czechowicz Jarosław 4/5 (5 ocen) Wydawca: Czarna Owca Język: polski Format: Oprawa: Miękka Data premiery: 2021-04-14 Format książki: Miękka oprawa Tytuł: Gorsza Trzy kobiety. Dwanaście godzin. Któraś z nich musi odpowiedzieć za to, co zrobiła. Magda prowadzi zwyczajne życie. Mieszka w przytulnym domu w Krakowie, pracuje w komunikacji miejskiej, wolne chwile spędza, jeżdżąc na ukochanym motorze. Pozorny spokój zakłóca jedno spotkanie, po którym Magda n... Nabór Severski Vincent V. 5/5 (18 ocen) Wydawca: Czarna Owca Język: polski Format: Oprawa: Miękka Data premiery: 2021-03-24 Format książki: Miękka oprawa Tytuł: Nabór Nabór to ostatnia część trylogii zapoczątkowanej przez Zamęt i Odwet, w której łączą się wątki i powracają bohaterowie tetralogii Nielegalni. Rośnie napięcie między Iranem i USA, świat stoi na progu wielkiej wojny. W Polsce do władzy wrócił autorytarny premier Bolecki, Sekcja została rozwiąza... Najczęściej kupowane razem Grób w górach Hjorth Michael, Rosenfeldt Hans Wydawca: Czarna Owca Język: polski Seria: Czarna seria Format: Oprawa: Miękka Format książki: Miękka oprawa Tytuł: Grób w górach Trzecia część cyklu kryminalnego z Sebastianem Bergmanem, policyjnym psychologiem i ekspertem od seryjnych morderstw. Jesień w górach. Dwie przyjaciółki wędrują szlakiem Trójkąta Jämtlandu. Niespodziewane załamanie pogody zamienia niewinną wycieczkę w prawdziwy koszmar. Jedna z kobiet spada z u... Najwyższa sprawiedliwość wyd. 2 Hjorth Michael, Rosenfeldt Hans Wydawca: Czarna Owca Język: polski Format: Oprawa: Miękka Format książki: Miękka oprawa Tytuł: Najwyższa sprawiedliwość wyd. 2 Vanja prowadzi śledztwo w Uppsali w sprawie serii brutalnych gwałtów. Gdy jedna z kobiet ginie, na miejsce wezwana zostaje Krajowa Policja Kryminalna, a wkrótce – również Sebastian Bergman. By złapać gwałciciela, który terroryzuje Uppsalę, zespół musi zapomnieć o konfliktach i osobistych niesnas... Polecane artykuły ToTamTo i nauka staje się dobrą zabawą! O TOTAMTO ToTamto to nowy imprint Wydawnictwa Czarna Owca. Powstało z potrzeby wskazania dzieciom ich wyjątkowości i piękna otaczającego świata. Dzięki wydawanym przez ToTamto książkom dzieci z ciekawością patrzą na to, co się wokół nich Zobacz więcej » TOP 5 KSIĄŻEK - IKON LITERATURY AMERYKAŃSKIEJ Masz ochotę poznać książki, które zostały uznane za kultowe? Książki też bywają ikoniczne! Istnieją takie książki, które na stałe zapisały się na kartach literatury światowej. To wybitne dzieła wielkich pisarzy, nazywanych często Zobacz więcej » Co czytają pisarze? Kinga Wójcik Czy twórcy kryminałów w wolnym czasie czytają… Kryminały? Przekonajmy się! W kolejnym tekście z cyklu „Co czytają pisarze” przyjrzymy się wyborom Kingi Wójcik, autorki serii o komisarz Lenie Rudnickiej. Stephen King - Smętarz dla zwierzaków KW: Zobacz więcej »
Copyright © Remigiusz Mróz, 2018Copyright © Wydawnictwo Poznańskie 2018Redaktor prowadząca: Monika DługaRedakcja: Karolina BorowiecKorekta: Magdalena OwczarzakProjekt okładki: Mariusz BanachowiczProjekt typograficzny, składi łamanie: Stanisław Tuchołka / na okładce: ©Nejron Photo/Shutterstock©Fotokon/Shutterstock©Kamenetskiy Konstantin/ShutterstockKonwersja publikacji do wersji elektronicznej: Dariusz NowackiZezwalamy na udostępnianie okładki książkiw elektroniczne 2018eISBN978-83-7976-878-3CZWARTA STRONAGrupa Wydawnictwa Poznańskiego Fredry 8, 61-701 Poznańtel.: 61 853-99-10fax: 61 853-80-75[email protected] Roberta,który kiedyś spojrzał na maszynopis Kasacji ipowiedział: „wydajemy!”Non omne quod licet honestum wszystko, co dozwolone, jest 1Rondo1Gabinet Chyłki, XXI piętro biurowca SkylightUpływ czasu miał leczyć rany, ale Chyłka miała wrażenie, że jego jedyną konsekwencją jest przybliżanie do śmierci. Do utraty świadomości bez szans na jej odzyskanie. Do właśnie to mieli na myśli wszyscy ci, którzy twierdzili, żez czasem każda blizna się goi, Joanna była gotowa przyznać im rację. Doświadczała nocy wypełnionych tak głęboką pustką, że wszystko zdawało się tracić sens. Wciąż przyłapywała się na machinalnym dotykaniu brzucha – ale zamiast znajomego zaokrąglenia czuła jedynie fałdy pomarszczonej się zakopaćw pracyi zapomniećo tym, że straciła dziecko, któremu nie zdążyła nawet nadać imienia. udawało jej się zatracićw zawodowych obowiązkach – najpewniej tylko dlatego, że całą uwagę poświęcała próbom wyciągnięcia Kordiana Oryńskiego z więzienia. Myślenie o wszystkich grożących mu niebezpieczeństwach sprawiało, że nie zostawało jej wiele czasu na rozważanie czegokolwiek innego. Tym bardziej zirytowało ją, kiedy o traumie poronienia przypomniał jej pewien Rafał Kranz, ginekolog, który w ostatnich tygodniach prowadził jej ciążę. Niespecjalnie przyjemny człowiek, ale fachowiec w swojej dziedzinie. Joanna niechętnie zerknęła na pęknięty wyświetlacz telefonu, starając się przekonać samą siebie, że nie ma żadnego powodu, dla którego powinna odbierać. Kranz z pewnością chciał zaoferować słowa pocieszenia, a ona nie miała zamiaru ich wysłuchiwać. Zresztą nie wybiła jeszcze dwunasta, a niepisana zasada w kancelarii Żelazny & McVay mówiła, że do południa Chyłka zajmuje się wyłącznie swoimi sprawami, nie poświęcając uwagi niczemu ani nikomu dzwonek i wróciła do przerwanych zajęć, przekonana, że ginekolog da jej spokój. Chwilę później odebrała jednak esemesa, który był krótkim, acz wymownym wołaniem o pomoc. Kranz pisał, że jest w kancelaryjnej recepcji i natychmiast musi się z nią zobaczyć. Dodawał, że recepcjonistka nie chce go przepuścić nabrała głęboko tchu i po chwilowym wahaniu uznała, że najlepiej będzie spławić lekarza samodzielnie. Sięgnęła po telefon stacjonarny i wybrała numer Anki z po chwili zjawił się w jej gabinecie. Nie sprawiał wrażenia, jakby na cito potrzebował pomocy prawnej. Niespiesznie zamknął za sobą drzwi, a potem popatrzył na Chyłkę prawie bez dała mu sposobności, by ją przywitał.– Naprawdę nie sądziłam, że jest pan jednym z tych – usta, ale się nie odezwał, wyraźnie skonsternowany. Wyglądał na człowieka, który nie przywiązywał wagi do międzyludzkich ceremoniałów, ale może pomyliła się w swojej ocenie.– Ztych? – odezwał się w końcu.– Lekarzy stalkerów, którzy nękają pacjentów, bo czują chorą potrzebę, żeby podnieść ich na duchu.– Nie po to tutaj…– To dobrze. Jak usłyszę, że nie mam prawa być kurewsko przybita, bo są tacy, którzy mają gorzej, wytłumaczę panu, że to tak, jakby zabronić szczęśliwemu się radować, bo są tacy, którzy mają moment nie odpowiadał.– Ajak zacznie mi pan pieprzyć, że cieszę się dobrym zdrowiem, nie mam żadnych chorób i w razie czego stać mnie na najlepszą opiekę lekarską, odpowiem, że znaczy to tylko tyle, iż umieram wolniej niż się na fotelu przy biurku i ściągnęła z parapetu paczkę papierosów. Miała wrażenie, że od kiedy wyszła ze szpitala, odrobiła cały deficyt nikotyny, powstały w trakcie marlboro i zaciągnęła się głęboko.– Co pan tu robi? – spytała, po czym wypuściła dym.– Nie zaproponuje mi pani, żebym usiadł?– niewygodna cisza. Chyłka zerknęła na krzesło po drugiej stronie biurka.– Ta grzęda przeznaczona jest dla kur, które znoszą złote jaja – wyjaśniła. – Pan może co najwyżej znieść krytykę.– Krytykę?– Którą zaraz pana zaleję, jeśli szybko nie dowiem się, po co zawraca mi pan między palcami papieros był jak klepsydra odmierzająca Kranzowi czas – i Chyłce wydawało się, że natręt to rozumiał, bo spojrzał na niego znacząco. Oparł się plecami o drzwi i na moment zawiesił wzrok za wyglądem nie wzbudzał zaufania, jakim powinno się obdarzać ginekologa. Miał surowy wyraz twarzy, sprawiał wrażenie człowieka raczej obcesowego. Grzywka mocno zaczesana od samego ucha na bok jakby zwilżonym grzebieniem kazała sądzić, że pedantycznie podchodzi do swojego wyglądu. Ale było to złudne. Rafał Kranz miał co najmniej dziesięć kilogramów nadwagi, a przyciasne koszula, marynarka i spodnie tylko to Chyłka zdecydowała się powierzyć mu prowadzenie ciąży, naczytała się negatywnych komentarzy na jego temat w internecie. Pacjentki narzekały na grubiaństwo, niektóre twierdziły, że traktuje je w najlepszym wypadku jak intruzów, w najgorszym jak puszczalskie siksy. Joannę niespecjalnie to interesowało – dla niej liczyło się, że lekarz mógł się pochwalić dużym doświadczeniem i sporo kursów, napisał gros artykułów naukowych, zdobył certyfikat Fetal Medicine Foundation, praktykował w Bernie, a zanim przeszedł do sektora prywatnego, był zastępcą ordynatora w szpitalu Świętej że nie certolił się z pacjentkami, Joanna traktowała nawet jako atut. Tym bardziej dziwiło ją, że zdecydował się na „domową” wizytę.– Tracę cierpliwość – odezwała się. – Choć na dobrą sprawę nigdy jej nie miałam. To paradoks, prawda?– Nie większy niż to, co mnie spotkało.– To znaczy?Mimo że grzęda nie była przeznaczona dla niego, odsunął sobie krzesło i ciężko na nie opadł. Chyłce wydawało się, że materiał koszuli na brzuchu jest tak napięty, iż któryś z guzików zaraz się odpruje.– Przejdę od razu do rzeczy – zapowiedział Rafał.– Cały czas na to liczę.– Dziś rano dostałem informację, że jedna z moich pacjentek zostawiła mi spadek.– Wpostaci dziecka?Spojrzał na nią niepewnie.– Zapłodnił pan jakąś białogłowę, a ta zostawiła bękarta w oknie życia i wskazała na pana?– Nie – odparł głosem bez wyrazu. – Miałem na myśli dosłowny spadek. Zapisała mi w testamencie cały swój majątek.– Duży?Zareagował uniesieniem brwi i powolnym skinieniem głowy, co kazało prawniczce sądzić, że masa spadkowa rzeczywiście okazała się pokaźna.– Wtakim razie musiał pan prowadzić jej ciążę jak ja iks piątkę w godzinach to porównanie, najpewniej nie zdając sobie sprawy, jak duży komplement usłyszał.– Pacjentka nie była w ciąży – odparł. – Przyjąłem ją tylko raz, podczas rutynowej kontroli. Przepisałem jej tabletki antykoncepcyjne.– Chyba wyjątkowo skuteczne, skoro tak się nie zareagował, a Joanna bacznie mu się przyjrzała. Dopiero teraz zauważyła, że jest nieobecny myślami. Zupełnie jak człowiek, który całą noc nie spał, a z samego rana dowiedział się, że choruje na nieuleczalną chorobę. I który w dodatku nie zdążył wypić kawy.– Byłem dość… skołowany całą sytuacją.– Nie dziwię się. Nawet najlepsze ABS-y nie wyhamują przed dobrze rozpędzonymi plemnikami.– Co proszę?– ABS. Anti-baby system. Nie wiem, co za dropsy jej pan przepisał, ale wątpię, żeby…– Nie zostawiła mi majątku ze względu na pigułki.– Nie – potwierdziła Chyłka i westchnęła. – Pewnie nie.– Inie znam powodu, dla którego to zrobiła – dodał, zanim adwokat zdążyła dopytać, a potem zrobił głęboki wdech. – Wiem tylko, że czekają mnie z tego powodu problemy. I dlatego potrzebuję pani pomocy.– Nie mam teraz czasu. Muszę wyciągnąć kogoś z więzienia, zanim dobierze się do niego wyjątkowo perfidny siłomasorzeźbiarz.– Pani mecenas…Urwał, kiedy uniosła dłoń.– Wchodzi mi tu pan przed dwunastą, bezprawnie anektuje krzesło, a w dodatku ociąga się pan z powiedzeniem czegokolwiek sensownego gorzej niż sędziowie z publikacją oświadczeń majątkowych. Nie mam czasu na takie bzdury.– To żadna bzdura. A sprawa może dotyczyć pani znajomego – odparł stanowczo Rafał i nachylił się w stronę biurka. – Mam na myśli tego aplikanta, którego zamierza pani zmarszczyła czoło. Tego się nie spodziewała.– Wjaki sposób ma go niby dotyczyć? – spytała.– Zdradzę to za chwilę, na razie proszę mnie posłuchać…– Słucham cały czas. Z coraz większą się i wciągnął lekko brzuch, jakby dopiero teraz się zorientował, że szwy mogą nie wytrzymać.– Pacjentka zapisała mi między innymi nieruchomość na Rakowcu, przy Grójeckiej.– Gratuluję. Blisko ogródków działkowych?– Właściwie…– To nie było pytanie, ale ponaglenie.– Rozumiem – odbąknął Kranz. Sprawiał wrażenie, jakby rzeczywiście zrozumiał. – Nieruchomość jest niewielka, w dodatku całkowicie zaniedbana i zarośnięta. Jak wiele podobnych budynków w tamtym rejonie. Nic szczególnego, ale… ale to, co zobaczyłem w środku… – Zawiesił głos i potrząsnął głową. – Znajdują się tam wypuściła dym w jego kierunku, mrużąc oczy. Kaszlnęła cicho, czekając na ciąg dalszy, Kranz jednak się nie odzywał.– Znalazł pan sztywniaka na posesji?Skinął głową w milczeniu.– To ci dopiero bonus.– Zwłoki są w zaawansowanym stanie rozkładu – dodał, jakby nie usłyszał komentarza. – Nie sposób powiedzieć nawet, jakiej są płci ani jak długo tam leżą. Na miejscu jest mnóstwo robactwa, much i…– Iwszystko to teraz należy do pana. Jeszcze raz gratuluję – odparła pod nosem Joanna. – Na czym polega problem?– Żartuje pani?– Znalazł pan nieboszczyka, to się zdarza. Do czego potrzebny panu adwokat? I jaki to ma rzekomo związek z Zordonem?– Nie rozumie pani…– Nie, nie rozumiem.– Zacząłem sprawdzać ten budynek, szukając czegoś, co pomogłoby mi zrozumieć, o co tutaj chodzi.– To niespecjalnie dobry pomysł, ale właściwie co kto lubi. Znam takich, co to nawet doktoraty robią z entomologii. Analizują żer gnilików, larw muchówek, grabarzy, szubaków…– Nie ruszałem zwłok.– Wtakim razie nie ma na nich pańskich odcisków palców. Czym się pan przejmuje, do cholery?– Tym, co znalazłem w jednej ze spróchniałych szuflad.– Czyli?Przełknięcie śliny przyszło Kranzowi z wyraźnym trudem. Skrzywił się, jakby wiązało się to z bólem.– Był tam list od mojej pacjentki. List zgasiła papierosa.– Popełniła samobójstwo? – odezwała się.– Tak. I okazało się, że to właśnie jej ciało Chyłki zaległa cisza, a powietrze zdawało się gęste i wilgotne, jakby do dwojga rozmówców zbliżał się front burzowy. Nie zastanawiając się długo, Joanna sięgnęła po kolejnego marlboro.– Rozumie pani, jak to wygląda… – podjął Rafał. – Dziewczyna zapisuje wszystko praktycznie nieznajomej osobie i niedługo potem popełnia samobójstwo. A majątek jest naprawdę słychać było jedynie cichy syk tlących się tytoniu i bibułki.– Stawia mnie to w niekorzystnym świetle – dodał Kranz.– Raczej w cieniu – poprawiła go. – Podejrzeń.– Otóż to.– Ale to za mało, żeby zaraz po tym odkryciu zwracał się pan do mnie po pomoc prawną. Stało się coś głową i Chyłka mogłaby przysiąc, że było w tym nieco uznania.– Odjeżdżając z Grójeckiej, zauważyłem radiowóz zaparkowany nieopodal.– I? Psy mają to do siebie, że czasem są na spacerze.– Pojechali za mną, pani musiała pytać, czy ciągnęli się za nim aż do Skylight. Głośne pukanie do drzwi i jednocześnie dzwoniący telefon stacjonarny uświadomiły jej, że tak się stało. Zanim zdążyła zapytać Rafała o cokolwiek więcej, drzwi gabinetu się otworzyły, a do środka weszło dwóch umundurowanych z nich oznajmił, że Kranz jest zatrzymany, a drugi spojrzał niepewnie na Chyłkę, być może spodziewając się problemów. Prawniczka powoli podniosła się zza biurka, ale nie miała zamiaru interweniować. Ginekolog w tej chwili nie był jej klientem, nie miała żadnego interesu w stawaniu po jego stronie.– Niech pani pamięta o tym, co powiedziałem – rzucił jeszcze, zanim policjanci go miała wątpliwości, że Kranz ma na myśli Śledczy Warszawa-MokotówSześć miesięcy pozbawienia wolności. Na tyle Kordian Oryński umówił się z prokurator, która skierowała przeciwko niemu akt oskarżenia. Sędzia nie miał wyjścia, musiał przystać na ten układ – zresztą jemu również był na rękę, sprawę można było szybko odfajkować i ruszyć dalej. W kraju, w którym dziesięć tysięcy sędziów rocznie rozpatrywało około piętnastu milionów spraw, było to całkowicie miało większego znaczenia, czy Oryński popełnił przestępstwo, czy pół roku zacznie na nowo. Nie jako prawnik, w tym charakterze był skończony. By piastować jakąkolwiek funkcję publiczną, musiał poszczycić się tym, co ustawy nazywały „nieposzlakowaną opinią”. Trudno przypisać ją komuś, kogo pozbawiono wolności za zabójstwo zamierzał robić po wyjściu na wolność? Tego nie wiedział, nie snuł jeszcze żadnych planów. Skupiał się wyłącznie na tym, jak przetrwać czas w mokotowskim areszcie. Czekał tu na niego Gorzym, któremu właściwie wystarczyłby jeden dzień, by rozprawić się z Kordianem. Na zemstę miał ich tymczasem niemal liczył na to, że prokuratorski układ zapewni mu specjalne względy – i że zdoła przekonać więzienną administrację, by umieścili go jak najdalej od człowieka, który mu się jednak nie na myślenie o przyszłości będzie później, teraz Kordian miał zamiar skupić się na przetrwaniu. Nie opuszczało go wrażenie, że trzyma w rękach tykającą bombę, której nie może się pozbyć, a licznik nieubłaganie odmierza czas, jaki mu niewiele brakowało, by doszło do gwałtu. A później Gorzym nie zatłukł go na śmierć tylko dlatego, że Oryński uzyskał pomoc z zewnątrz. Teraz nie mógł już na nią liczyć. Chyłka nie była w stanie nic zrobić, a prokuratorom już na nim nie zależało. Za murami więzienia zaś nie miał żadnych większe wytchnienie przyniosła mu informacja o widzeniu. Wiedział, że tylko jedna osoba może go strażnik prowadził go do przestronnej sali, Kordian rozglądał się nerwowo. Na dobrą sprawę Gorzym mógł go dopaść wszędzie, nawet na korytarzu. Siedział tu dostatecznie długo, by wiedzieć, komu wręczyć drobną sumę – a ta mogła sprawić, że znajdzie się we właściwym miejscu o właściwej odetchnął głęboko, gdy dotarł na miejsce bez problemów. Być może przesadzał i przez nieopuszczające go poczucie zagrożenia upatrywał kłopotów tam, gdzie nie miały prawa dostrzegł natychmiast. Jako jedyna siedziała przy pustym stoliku, nie zrobiwszy żadnych zakupów w kantynie. Wszyscy inni odwiedzający korzystali z okazji, by osadzeni, z którymi się spotykali, mogli coś wypić lub zajął miejsce naprzeciwko i przez moment patrzył na nią bez słowa. Joanna również się nie odzywała. Siedziała w bezruchu z rękoma skrzyżowanymi na piersi, jakby czekała, aż jakiś artysta w końcu utrwali jej firmową pozę.– Żyjesz? – odezwała się po powiódł wzrokiem po ciemnych gumach na podłodze, wżartych w nią tak głęboko, że zdawały się niemożliwe do usunięcia. Właściwie z oddali wyglądały, jakby były elementami posadzki.– Siedzę w więzieniu, Chyłka – odparł.– Jak każdy. Dla ciebie więzieniem jest Rakowiecka, dla innych strach przed tym, co się o nich myśli, dla jeszcze innych maski, za którymi kryją się przed całym uniósł brwi.– Mam refleksyjny nastrój – dodała niewinnie Joanna. – To miejsce jest jak inspiracja.– Chyba tylko jeśli jest się tutaj przelotem…– Tak jak ty.– Nie – zaoponował stanowczo, nie mając zamiaru robić sobie złudnych nadziei. – Ja przesiedzę tu najbliższe pół roku.– Wżadnym wypadku.– Klamka już zapadła.– Niezupełnie. Przytrzymałam ją od drugiej strony w odpowiednim rozejrzał się bezradnie. Sala widzeń przywodziła na myśl raczej peerelowską szkolną klasę niż współczesne więzienie w jednym z najszybciej rozwijających się krajów Unii Europejskiej. Oryński przypuszczał, że wyremontowano by to miejsce i dopasowano do standardów zachodnich, gdyby władza nie miała w planach przekształcenia go w najbliższym czasie w będzie jednym z ostatnich więźniów, którzy opuszczą mury mokotowskiej placówki. O ile rzeczywiście wytrzyma tutaj sześć miesięcy.– Sędzia nie wydał jeszcze wyroku – zauważyła.– Formalnie nie, ale…– Co „ale”? – wpadła mu w słowo. – Liczy się tylko aspekt procesowy, nic innego mnie nie interesuje.– Apowinno, bo jak może pamiętasz, złożyłem wniosek o wydanie wyroku skazującego.– Jak mogłabym zapomnieć? Debilizmy na zawsze zapadają mi w pamięć.– Zrobiłem to, co uznałem za…– Naprawdę mam to gdzieś – ucięła. – Nie od dziś wiadomo, że masz skrzywione pojmowanie rzeczywistości. Zresztą niczego innego nie spodziewam się po człowieku, który słucha Willa Smitha.– Właściwie ostatnio przerzuciłem się na Quebonafide, Taco Hemingwaya i…– Pogrążasz się jeszcze bardziej.– Bo nie jesteś świadoma, że temu pierwszemu zdarza się rapować o tequili.– Nieistotne. „Rapować” to słowo klucz, które sprawia, że zdusimy ten temat w zarodku, zanim będzie miał okazję się spojrzał na nią z rezerwą. Jakiekolwiek wspomnienie o zarodku wydawało się nie na miejscu, ale przypuszczał, że Chyłka użyła tych słów nie bez powodu. Nawet takimi małymi akcentami starała się pokazać, że dobrze sobie radzi.– Coś nie tak? – bąknęła.– Nie. Wszystko jest w jak najlepszym porządku. Przynajmniej u mnie.– Jeśli chcesz zapytać, czy u mnie też, zastanów się dwa razy.– Nie miałem takiego zamiaru.– To dobrze – odparła, kładąc dłonie na stole i patrząc na Kordiana z ukosa. – Bo to, że mój bodybuilding zakończył się przedwcześnie, nie znaczy, że jestem delikatna jak płateczek lilii unoszący się na tafelce jaki wywoływały te słowa, zdawał się dudnić nieprzyjemnym echem. Kordian również pochylił się nad stołem. Znaleźli się na tyle blisko siebie, że poczuł perfumy Chyłki.– Bodybuilding? – zapytał.– Ajak inaczej określisz ciążę?– Znalazłbym kilka lepszych porównań.– Podobnie jak mój się, a jej twarz nagle przybrała inny wyraz. Oryński dopiero teraz uświadomił sobie, że ta rozmowa nie bez powodu biegła w tym kierunku. Joanna najwyraźniej przyszła tu w określonym celu – i nie było nim rzucanie ogólnych zapewnień, że wyciągnie go z aresztu.– Wiesz, co powiedział mi podczas pierwszej wizyty?– Nie – odparł Kordian, marszcząc lekko brwi.– Że ciąża jest jak awans w pracy. Nigdy nie wiesz, ile razy trzeba dać dupy, żeby doszła do mógłby przysiąc, że w głosie dawnej patronki usłyszał uznanie.– Od razu ci się spodobał, co? – odezwał się.– Mhm – potwierdziła. – Poczułam, że nadajemy na tych samych falach.– Awspominasz o tym, bo…– Bo facet zgłosił się do mnie, szukając pomocy – odparła, a potem nabrała głęboko tchu. – Dostał spadek od jednej z pacjentek, praktycznie jej nie znał. A kiedy pojechał sprawdzić jedną z nieruchomości, zastał na miejscu nie bardzo wiedział, co odpowiedzieć.– Zaraz potem pognał do Skylight, ale nie zdążył mi wiele powiedzieć, bo wyprowadziła go policja – ciągnęła Joanna, nie zwracając uwagi na konsternację Oryńskiego. – Właściwie dzień jak co dzień w Żelaznym & McVayu.– No tak.– Ale istotne było dla mnie to, że jego zdaniem sprawa ma związek z nagle również się wyprostował, jakby poraził go prąd.– Jak to? – jęknął.– Spokojnie. Nie chodzi o żadne dodatkowe problemy. Wręcz przeciwnie, Kranz twierdzi, że może ci pomóc.– Jak?– Tego nie udało mi się jeszcze z niego wyciągnąć. Ale to kwestia czasu.– Więc podejmujesz się obrony?Wzruszyła ramionami, jakby w ogóle nie było czego rozważać.– Aco mam zrobić? – mruknęła. – Kupił mnie tym porównaniem z awansem w robocie.– Gdybym był kobietą, jakoś niespecjalnie by do mnie przemawiało.– Bo byłbyś jedną z tych, które twierdzą, że za każdym mężczyzną, który coś osiągnął, stoi jakaś kobieta.– Ato nieprawda?– Nie. Kobiety stoją przed, nie za nimi.– moment się nie odzywali, patrząc na siebie niepewnie. Niemal zwyczajowo starali się trzymać z dala od tematów, które tak naprawdę oboje chcieli poruszyć. I tradycyjnie mieli z tym To jedno jagańskie słowo wyrażało wszystko to, do czego sprowadzały się ich relacje.– Rafał Kranz jest fachowcem – dodała w końcu urzędowym tonem Chyłka. – Tyle że nie szkolono go z savoir-vivre’u, ale z opieki ginekologicznej.– Mimo wszystko na studiach musieli przygotować go pod kątem kontaktów z pacjentami.– Studia to tylko kara za to, że przetrwałeś liceum, Zordon – odpowiedziała, zawieszając wzrok gdzieś w oddali. – Nie mają praktycznego znaczenia, a na specjalizacji nie uczy się lekarzy podejścia do pacjentów. I dobrze, bo to mitrężenie czasu. Zamiast właściwego głaskania po ręce wolę właściwą diagnozę.– Ty z pewnością tak, ale…– Kranz w każdym razie je stawia. Notorycznie.– Ito wystarczy, żebyś mu zaufała?– Nie ufam nawet sobie.– Ajednak jesteś przekonana, że rzeczywiście może mi pomóc – odparł stanowczo. – I dlatego zdecydowałaś się wziąć jego sprawę.– To jeden z powodów – przyznała. – Drugi jest taki, że to wszystko mocno podejrzane.– To znaczy?Chyłka rozejrzała się, na dłużej zatrzymując wzrok na siedzącej niedaleko parze. Dopiero teraz zdawała się zorientować, że jako jedyna nie kupiła niczego w kantynie.– Zastanów się – mruknęła. – Oskarżą go o zabójstwo tej dziewczyny, ale to właściwie najbardziej absurdalny kandydat na mordercę, o jakim mogłabym pomyśleć. Gdyby to zrobił, lepiej ukryłby ciało, zapewniłby sobie alibi, zabezpieczyłby się odpowiednio. W końcu to on figuruje w testamencie, więc wiedziałby, że właśnie na niego od razu padnie cień podejrzeń.– Dlaczego ta dziewczyna w ogóle go w nim umieściła?– Nie mam bladego pojęcia, podobnie jak on. Ale dowiem się.– Miała jakąś rodzinę?– Całkiem sporą – odparła ciężko Chyłka, jakby to był powód, by współczuć spadkodawczyni. – Rodzice byli znanymi warszawskimi przedsiębiorcami, robili głównie w nieruchomościach. Obłowili się podczas reprywatyzacji, skupując sporo roszczeń, a potem inwestując zdobyte środki. W pewnym momencie przestali zajmować się przeszłością i skupili na deweloperce. Potem pochłonęły ich gry rynkowe i w rezultacie dziewczyna odziedziczyła udziały w kilku intratnych spółkach.– Dawno zmarli?– Ojciec parę lat temu, matka przed rokiem. Oboje z przyczyn naturalnych – odparła Joanna i poprawiła wyglądała w swoim dawnym, przedciążowym służbowym stroju – jakby rzeczywiście zostawiła traumatyczne przeżycia za sobą i skupiła się na tym, co tu i teraz.– Została czwórka dzieci – kontynuowała. – Ofiara, czyli Beata Widera, i trzech braci. Dziewczyna w całości odziedziczyła rodzinny biznes, bo podobno jako jedyna z całego towarzystwa była na tyle odpowiedzialna, by to ją rodzice ustanowili następczynią.– Brzmi jak przyczynek do rodzinnych zapasów w błocie.– Zapewne się odbyły, ale dopiero zaczynam badać sprawę. Na razie wiem tyle, że wszystko wskazuje na samobójstwo.– Zostawiła list?– Tak. Niestety, znalazł go sam Kranz, więc wartość dowodowa będzie taka pokiwał głową w zamyśleniu. Nie znał ani rodziny Widerów, ani ginekologa. O ile pamięć go nie myliła, nigdy nie spotkał żadnej z tych osób, nawet o nich nie słyszał. Ale dlaczego w takim razie lekarz utrzymywał, że może mu pomóc?– Bez nerwów, Zordon – odezwała się Joanna. – Wszystko przez moment namyślał się w milczeniu.– Zdajesz sobie sprawę, że to może być lichy wybieg, żebyś podjęła się obrony?– Nie – odparła bez wahania. – Kranz wie, z kim ma do czynienia. I jest świadomy, że prowokowanie drapieżnika nigdy nie przyniosło nikomu niczego próbował odpędzić od siebie myśl, że po raz pierwszy od długiego czasu Chyłka brzmi jak ktoś naprawdę zdesperowany. Wiedział, że zrobi wszystko, by mu pomóc, nawet jeśli miało to zagrozić jej samej. Ta świadomość była jednym z powodów, dla których wniósł o wydanie wyroku skazującego. Chciał mieć to wszystko już za przekonany, że tak się także powinna mieć tę pewność. Decyzja sądu należała do zwyczajnych formalności i nawet jeśli Rafał Kranz rzeczywiście miał coś, co mogło pomóc Oryńskiemu, było już za jeszcze raz to podkreślić, ale ostatecznie uznał, że przyniesie to efekt odwrotny do zamierzonego.– Po prostu się nie spiesz – odezwał się po chwili.– Zczym?– Ztym, co zamierzasz.– Nie masz pojęcia, co zamierzam, Zordon.– Nie? – odparł i uśmiechnął się pod nosem. – Planujesz w jakiś sposób storpedować mój wniosek, a potem wyciągnąć mnie z więzienia. Przypuszczam, że też przywrócić mnie na dawne stanowisko. A może nawet sprawić, że skończę aplikację i zostanę przyjęty do palestry. O czymś zapomniałem?Żaden mięsień jej twarzy nawet nie drgnął, mimo że ton, którego użył Kordian, był wyraźnie prześmiewczy.– Może o hodowli jednorożców, której założenie jest równie prawdopodobne, jak osiągnięcie którejkolwiek z tych rzeczy? – dodał.– Nie – odparła. – Ale nie powinieneś sobie drwić z jednorożców. Podobnie jak z feniksów i innych tego typu stworzeń. Wszystkie sklasyfikował Linneusz w swoim dziele Animalia Paradoxa. A nie muszę ci chyba mówić, że to był poważany przyrodnik.– Który najwyraźniej zrobił wyjątkowo głupią rzecz.– Ja zamierzam zrobić jeszcze durniejszą – zauważyła z niejaką satysfakcją Chyłka.– Jaką?– Związać się z która zapadła, zdawała się jedynie interludium między jednym a drugim żartem Chyłki. Kąciki jej ust się jednak nie uniosły, a w oczach miała wyłącznie powagę. Kordian odchrząknął nerwowo, dopiero po chwili uświadamiając sobie, że mogła rzucić ten komentarz jedynie po to, żeby sam zaczął myśleć o jak najszybszym opuszczeniu nie? Może rzeczywiście planowała wrócić do miejsca, w którym się zatrzymali przed atakiem pod Skylight? Właściwie nic nie stało temu na przeszkodzie. Jeśli pominąć fakt, że Kordian był teraz odizolowany od świata zdążył cokolwiek powiedzieć, podniosła się, przesunęła dłonią po białej koszuli pod żakietem i zerknęła w stronę wyjścia.– To, że nie ufam samej sobie, Zordon, nie znaczy, że ty nie możesz.– Mhm.– Po prostu zdaj się na dodawszy nic więcej, obróciła się i ruszyła w stronę korytarza. Oryński odprowadził ją wzrokiem, wciąż zastanawiając się nad tym, co konkretnie może planować. Żaden wybieg prawny, o którym pomyślał, nie zdołałby poprawić jego mógł dalej ścierać się z prokuraturą na sali sądowej, ale wedle wszelkiego prawdopodobieństwa skończyłoby się to wyższym wymiarem kary. Jedynym rozwiązaniem było poddanie się wyrokowi. I sprawienie, że za pół roku będzie miał czystą cudem Chyłka liczyła na to, że uda jej się wrócić do stanu poprzedniego? O odtworzeniu go nie było już mowy. Nawet gdyby jakimś cudem Kranz rzeczywiście mógł zastanawiał się nad tym w drodze do celi, nie dostrzegając, że tym razem prowadzi go inny strażnik. Zorientował się dopiero, kiedy skręcili nie w ten korytarz, w który natychmiast się zatrzymał.– Idź dalej – rzucił klawisz.– Zaraz…– Zamknij ryj i idź.– Ale…Oryński urwał, widząc, że klawisz kładzie rękę na paralizatorze.– Już!Nie mając wyjścia, niepewnie ruszył przed siebie. Czuł, jak zwęża mu się przełyk, i miał wrażenie, że z każdym kolejnym krokiem ściany wąskiego korytarza coraz bardziej się do siebie miał wątpliwości, że kiedy dotrą na jego koniec, zobaczy tam ostatnią osobę, którą chciałby pomylił się. Gorzym już na niego Rock Cafe, ul. ZłotaNawet bez niespodziewanie odziedziczonej fortuny Rafał Kranz mógłby pozwolić sobie na wpłacenie poręczenia majątkowego. W ramach wieloletniej praktyki w publicznej służbie zdrowia nie zarabiał wprawdzie kroci, ale od lat prowadził prywatny gabinet. Było go stać nie tylko na to, by co kwartał zmieniać samochód, ale także na to, by czas pozostały do procesu spędzić na tyle, jeśli chodziło o równość wobec prawa, uznała Chyłka, czekając na ginekologa w Hard Rocku. Ustawowe zasady były skonstruowane dla bogatych, nie dla biednych. Tylko ci pierwsi mogli pozwolić sobie na opłacanie najlepszych prawników, a jakby tego było mało, prawo umożliwiało zwyrodnialcom z zasobnym portfelem pozostawać na wolności – podczas gdy ci, którzy cierpieli na deficyt w finansach, pozostawali za kratkami nawet za drobne Kranz wszedł do restauracji, stwarzał wrażenie, jakby wszystko było w jak najlepszym porządku. Zauważył Chyłkę przy jednym ze stolików, a potem podszedł do niej z niefrasobliwą zdążył się z nią przywitać, odezwała się:– Jak długo, zanim wróci okres?Skrzywił się, rozejrzał, a potem chrząknął kilkakrotnie i zajął miejsce przy stoliku. Stał na nim talerz pełen mięs, choć właściwszym określeniem byłby być może półmisek. Joanna wbiła widelec w jeden z krwistych kawałków.– No? – ponagliła go.– To zależy – odparł Kranz, drapiąc się po skroni.– Studiował pan prawo czy jak?– Nie, dlaczego?– Bo cała ta pięcioletnia przygoda sprowadza się do szkolenia studentów w udzielaniu dokładnie takiej odpowiedzi. Na każde możliwe pytanie – odparła, a potem włożyła kawałek mięsa do ust i zaczęła przeżuwać. – Więc bez pieprzenia, bo znam je zbyt rozejrzał się za kartą dań, ale Chyłka przed momentem z premedytacją oddała ją kelnerowi.– Cóż… macica musi się obkurczyć i oczyścić z tego wszystkiego, co…Urwał, przyglądając się, jak zapalczywie rozmówczyni gryzie mięso.– Na pewno chce pani teraz o tym słuchać?– Owydalaniu tkanek, wydzieliny, wodnistych upławach i odchodach połogowych? Nie, niespecjalnie, choć nie ja jedyna to z siebie wyrzucam, prawda?Kranz skinął niepewnie głową.– Pytałam o prostą rzecz – dodała. – I oczekiwałam prostej odpowiedzi.– Za kilka tygodni miesiączka zaklęła cicho i wbiła widelec w kolejny kawałek. Noszenie pasożyta miało wiele minusów, ale niewątpliwą zaletą tego stanu był fakt, że nie musiała zmagać się z comiesięcznymi przypadłościami.– Trudno – odbąknęła. – I tak jestem w lepszej sytuacji niż kobiety w Nepalu. Wie pan, że na czas okresu zamykają je w chatach menstruacyjnych?– Tak, wiem. To zwyczaj zwany chaupadi. Kobiety nie mogą wówczas dotykać innych ludzi, zwierząt, warzyw czy owoców. Nie mogą pić mleka, mają ograniczony dostęp do wody i…– Wporządku. Sprawdzam tylko, czy ogarnia pan temat z empatią, czy może jest pan takim zimnym sukinsynem, na jakiego pan wygląda.– Awyglądam?– Raczej – przyznała z pełnymi ustami. – W dodatku wchodzi tu pan jak dandys do bohemicznego przybytku, mimo że jest oskarżony o zabójstwo.– Zupełnie coś niezrozumiałego pod nosem, chcąc wysłać jasny sygnał, że nie ma zamiaru tego rozważać. Nie ulegało wątpliwości, że policja lub prokuratura mają coś więcej niż tylko list samobójczyni. Dedukcja sprawdzała się świetnie w przypadku Sherlocka Holmesa, ale niekoniecznie, jeśli chodziło o stawianie zarzutów, które mają się obronić w Chyłka spotkała się z Kranzem, starała się ustalić wszystkie fakty. Sprawa była jednak zbyt mętna, a po wszystkich sądowych i pozasądowych szarżach prawniczka nie mogła liczyć na przychylność organów podczas niedawnego procesu byłego opozycjonisty wywlekła na światło dzienne trochę prokuratorskich brudów. Nie wszystkim się to musiała więc skupić się na tym, by poznać samego Rafała Kranza. Z Rakowieckiej do Szpitala Specjalistycznego imienia Świętej Rodziny nie było daleko, poszła tam od razu po widzeniu z Zordonem. Zaczęła wypytywać o ginekologa i potwierdziła wszystko to, co już wiedziała – był obcesowym gburem, ale fachurą w swojej pacjentka skarżyła się na jego podejście, pracownicy szpitala twierdzili jednak, że Kranz nigdy nie dopuścił się czegokolwiek niezgodnego z prawem. Mimo szorstkości, w gruncie rzeczy był dobrym, porządnym facetem, przynajmniej tak mu w oczy, Joanna nie mogła przesądzić, czy te słowa wypływały z zawodowej solidarności, czy z prawdy.– Dobra – rzuciła, a potem odłożyła na moment sztućce. – Niech pan mówi.– Co konkretnie?– Co pan zrobił – odparła szybko. – Śmiało. Nic, co nieludzkie, nie jest mi cicho pod nosem, więc Joanna uznała, że od tej strony nie ma sensu go podchodzić.– Wrócimy do tego – rzuciła. – Ale teraz chcę wiedzieć, ile razy Widera u pana była, czy doszło do czegoś wykraczającego poza dotykanie zawodowe i czy…– Wżadnym westchnęła przeciągle, a potem przesunęła dłonią po bliźnie na szyi. Kiedy patrzyła na swoje odbicie w lustrze, niemal nie dostrzegała już piętna dżihadu. Gest był równie nieuświadomiony.– Ustalmy jedną rzecz: ja mogę panu przerywać, pan minie.– Wporządku.– Spotkał ją pan kiedykolwiek poza gabinetem?– Nie, zaprzeczenie. Niedobrze, uznała w duchu Chyłka. Z jej doświadczenia wynikało, że zazwyczaj kryje się pod nim coś więcej. Tyle że Rafał właściwie nie miałby po co kłamać. Jeśli widywał się z dziewczyną, prędzej czy później wyjdzie to na jakiś czas odsunęła wątpliwości na bok. Najważniejsze było teraz ustalenie, jak mocny materiał mieli w jaki sposób Kranz mógł pomóc Zordonowi.– Spotkał pan kiedyś kogoś innego z rodziny Widerów?– Nie.– Stanowczo pan zaprzecza.– Słucham?– Powinien pan raczej powiedzieć, że nie przypomina sobie, że o ile wie, że nie wydaje mu się, że jeśli pamięć go nie myli…– Po co mam używać takich formułek, skoro mam pewność, że nigdy nikogo z nich nie spotkałem?– Askąd ta pewność?Wzruszył ramionami i najwyraźniej uznał, że to wystarczająca odpowiedź. Była to kolejna nieprzesadnie dobra reakcja, a sam Kranz właściwie już na pierwszy rzut oka wyglądał jak typowa zmora się na sztuczną uprzejmość, ale w jego mimice i oczach łatwo dostrzegalne było poczucie wyższości. Żaden sędzia ani ławnik nie zapałają do niego czekała, aż rozmówca doda coś jeszcze, ale zdecydował się milczeć.– Ustalmy jeszcze jedną rzecz – dorzuciła. – Jeśli chce pan, żebym go broniła, nie może pan zachowywać się jak czarna dziura w Konstelacji Perseusza.– Co proszę?– Wydaje ona najniższy zarejestrowany dźwięk. Niemal sześćdziesiąt oktaw poniżej środkowego ce.– Rozumiem.– Nie sądzę. Ale mniejsza z otworzył oczy nieco szerzej.– Więc skąd ta pewność, że nigdy nie spotkał pan nikogo z nich? Beata ma trzech braci, jej rodzice też mogli się gdzieś panu nawinąć, wszyscy obracali się pewnie w dandysowskich kręgach.– Zktórymi ja nie mam nic wspólnego.– Nie baluje pan? Nie chodzi na Mysią po buty za dwa tysiące? Nie patrzy pan z ukosa na tych, co to chodzą na spektakle pod chmurką na Bulwarze Flotylli Wiślanej, bo uznaje tylko deski teatralne w Narodowym?– Nie.– Ato ciekawe, bo wygląda mi pan na się za kimś z obsługi, ale wszyscy zdawali się ignorować stolik, przy którym siedzieli Kranz i Chyłka. Zupełnie jakby tych dwoje stanowiło element wystroju.– Ma pani zamiar mi pomóc czy mnie obrażać?– Jedno i drugie w moim wypadku są ze sobą powiązane. Jest pan w stanie to przełknąć?– Tylko jeśli wybroni mnie pani od tego absurdalnego zarzutu.– Taki mam zamiar. Ale najpierw muszę się dowiedzieć, dlaczego go panu postawiono.– Widocznie komuś podpadłem.– Sądzi pan, że to jakiś spisek?– Ajak inaczej to wytłumaczyć? – zapytał, rozglądając się z coraz większą nerwowością. – Jakaś siksa, której nie znam, zapisuje mi cały majątek, a potem rzekomo popełnia samobójstwo.– Więc to Beata Widera miałaby się na panu za coś odgryźć? Znam lepsze sposoby niż zabijanie się.– Nie, oczywiście, że nie ona.– To kto? Podpadł pan komuś?– Przypuszczam, że nie jednej osobie. – Rafałowi w końcu udało się ściągnąć wzrokiem kelnera. Zamówił piwo i nachos, a potem na powrót skupił całą uwagę na Joannie. – Zresztą czytała pani pewnie opinie w internecie.– Przewinęły mi się. I od tego jadu aż sama poczułam zgagę.– Wtakim razie wie pani, że nie wszystkie pacjentki były zadowolone z tego, jak prowadziłem ich ciąże. To oczywiście same brednie, nikt nigdy nie próbował podjąć przeciwko mnie żadnych kroków w komisji etyki. Ale ludzie mają swoje wyobrażenia.– Nie wygląda mi to na zemstę niezadowolonego pacjenta.– Ana co?– Na skok na kasę. W dodatku niemałą.– Akto go dokonuje?Joanna uśmiechnęła się lekko. Czuła przyjemny dreszcz na myśl o tym, że stopniowo będzie odkrywać kolejne karty w tej sprawie. Była skomplikowana, nie miała co do tego wątpliwości. Ale znaczyło to tylko tyle, że Chyłka poczuje wyjątkową satysfakcję, kiedy upora się z może znów spali za sobą kilka mostów, z pewnością do celu dotrze po paru trupach i włoży kij w niejedno mrowisko. Obnaży cudze grzechy, rozsierdzi tych, którzy starali się je ukryć, i przetrąci kręgosłup każdemu, kto nie ugnie się pod odchrząknęła. Musiała przyznać, że uwielbiała tę robotę. – Wiem tylko tyle, że to nie pan chce położyć łapę na tej kasie.– Cóż… dziękuję za wotum głosie nie było nawet krzty szczerości.– Bo przypuszczam, że w przeciwnym wypadku postarałby się pan bardziej.– Podejrzewa więc pani kogoś z rodziny?– Jasne – odparła, a potem na powrót zajęła się swoim daniem. – To właśnie do domowej pralki wrzuca się najgorsze brudy, prawda?Chciał odpowiedzieć, ale Chyłka wycelowała w niego widelec.– Niech mi to pan zostawi – poleciła. – A sam zajmie się tym, co mnie interesuje najbardziej.– Oryńskim?– Mhm – potwierdziła z pełnymi ustami, a potem znacząco uniosła brwi. Nie musiała nic dodawać, by zrozumiał, że teraz ona czeka na kilka deklaracji i wyjaśnień z jego Kranz dostał swoje zamówienie, nabrał głęboko tchu.– Mogę mu pomóc.– Tak, już pan to mówił. W jaki sposób?– Nie zdradzę tego, dopóki nie zawrzemy umowy.– Zawarliśmy ją, bo w zupełności wystarczy panu moje słowo, że będę pana bronić.– Azłożyła je pani?– Jeszcze nie. Ale jestem od tego o krok, o ile usłyszę coś jej się przez chwilę, zupełnie zapominając o piwie i nachosach. Sprawiał wrażenie, jakby oceniał, czy opłaca się dalej brnąć w tę negocjacyjną przepychankę, czy kiwnął lekko głową.– Musi pani porozmawiać z tą prokurator, która prowadziła sprawę.– Prowadzi – poprawiła go. – Sąd nie wydał jeszcze wyroku.– Ale zrobi to w najbliższym czasie, więc proszę się pospieszyć.– Nigdy niespieszno mi do rozmów z prokuratorami, chyba że mam dobry powód, panie Kranz.– Wtym przypadku go pani ma.– Jaki?– Odkryła pani nowe fakty – odparł, zniżając nieco głos. – I pozwoliły one pani sądzić, że Kordian Oryński nie dokonał zabójstwa liczyła na coś większego niż tego typu rewelacje. Zbadała każdy aspekt sprawy i wiedziała, że nie ma żadnych dowodów, które mogłyby przekonać Paulinę Feruś do wycofania możliwość sprowadzała się do zmuszenia starego Oryńskiego, by wziął całą winę na siebie – ale tego Kordian nie przyjmował jako realnej alternatywy.– Nie ma niczego, co jednoznacznie dowodziłoby jego niewinności – zauważyła Chyłka.– Źle mnie pani zrozumiała.– Więc niech pan się lepiej wysławia.– Miałem na myśli dowody, które świadczą, że to zwykłe mimowolnie się skrzywiła.– Pogięło pana?– Kordian zabił matkę, ale nie miało to nic wspólnego z jej życzeniami – dopowiedział Kranz. – Nie doszło do eutanazji, ale do zwyczajnego stoliku zaległa cisza.– Właśnie to musi pani wykazać – dodał. – I proszę mi zaufać, tylko w ten sposób może go pani Śledczy Warszawa-MokotówTen moment musiał nadejść. Być może lepiej się stało, że Kordian miał skonfrontować się z Gorzymem teraz, a nie później. Oszczędził sobie złudnej nadziei, że jakimś cudem uda mu się uniknąć tego nadal miał ślady po ostatnim. Wówczas tylko cudem udało się Oryńskiemu wywinąć, teraz nie mógł liczyć na podobny finał. Odwrócił się, chcąc sprawdzić, co zamierza klawisz. Ten wycofał się już jednak za nie mógł przełknąć śliny, miał wrażenie, że zaraz się udławi. Spojrzał na Gorzyma, przypuszczając, że zobaczy na jego twarzy dzikie, zwierzęce zadowolenie. Kafar jednak zachowywał obojętność.– Czego się, kurwa, spodziewałeś? – odezwał mimo woli lekko się wycofał. Ręce drgnęły, jakby miał zamiar podnieść gardę. Nie było jednak sensu nawet się fatygować – pierwszy lepszy cios przebiłby się przez tę lichą osłonę.– Że zapomnę o wszystkim? – dodał nie odpowiadał, jakakolwiek rozmowa była bezcelowa. Ten człowiek rozumiał jedynie argument siły, a Oryński nim nie że…Być może błędnie zakładał. Być może w tym konkretnym przypadku mógłby uratować się właśnie dzięki słowom, nie czynom. Być może powinien zrobić to, czego uczono go w kancelarii Żelazny & McVay. Kultywować jej najlepsze tradycje, jak mawiała Chyłka. Łgać, przeinaczać fakty, naginać prawdę, stosować manipulacje i zastraszać ostatnie musiał odpuścić, ale wszystkie wcześniejsze elementy mogły się złożyć na plan miał wyjścia.– No? – rzucił mięśniak. – Nie masz mi nic do powiedzenia, skurwysynu?– Mam.– To dawaj. – Gorzym się zbliżył. – Zanim rozjebię ci łeb na milion kawałków.– Mogę ci zaśmiał się krótko, na jednym wydechu.– Wspuszczeniu sobie wpierdolu?– Nie. W tym, żebyś stąd deklaracja nie zrobiła na Gorzymie żadnego wrażenia. Musiał się spodziewać, że Oryński sięgnie po każdy możliwy argument, nawet najbardziej bzdurny.– Ile ci zostało? – zapytał Kordian, kiedy kafar zrobił kolejny krok w jego stronę. – Pewnie jeszcze z dziesięć lat?– Chuj cię to obchodzi.– Mogę cię stąd wyciągnąć dużo szybciej. Przesiedzisz najwyżej kilka obejrzał się przez ramię, obawiając się, że strażnik stoi za blisko i słyszy każde słowo. Ten jednak oddalił się jeszcze trochę, najwyraźniej nie chcąc obserwować, na jaki los skazał młodego prawnika.– Znam przynajmniej kilka dobrych sposobów, żebyś wyszedł przed nie odpowiadał. Nadal wyglądał, jakby nie pokładał żadnej wiary w jego słowach. I trudno było mu się dziwić – nie było właściwszego momentu na dramatyczne i żałosne apele.– To żadnej reakcji.– Wystarczy tylko znajomość Kodeksu postępowania karnego i trochę był jak sparaliżowany, z coraz większą trudnością przychodziło mu formułowanie myśli. Wiedział jednak, że musi wydusić z siebie jeszcze trochę słów. I to wyjątkowo przekonujących.– Wystarczy, że twój obrońca da mi dostęp do twoich akt – ciągnął, siląc się na pewny ton. – Daj mi godzinę lub dwie, znajdę coś.– Mój hapacz dawno by coś wyczarował, jakby było co.– Na gruncie prawa formalnego? Po skazaniu? Wątpię. Zwyczajnie by mu się to nie opłacało, skoro już przegrał sprawę. Zależy mu na kasie, na tym, żebyś dalej płacił. Nie na lekko zmarszczył czoło, co należało przyjąć za dobrą monetę. Oryński poczuł się trochę lepiej.– Pierdolenie – ocenił przeciwnik.– Daj mi okazję, żebym ci…– Dam ci co najwyżej szansę zrobienia mi laski, Oryński. I to już po tym, jak wyjebię ci przednie się zaśmiał, podchodząc bliżej. Najwyraźniej iskierka nadziei rozpaliła się w umyśle Kordiana stanowczo za wcześnie. Nie miał jednak zamiaru dawać za wygraną.– To ja cię tu wpakowałem – wesołość nagle odpłynęła z twarzy mięśniaka, jakby ta deklaracja przelała czarę goryczy.– Może nie bezpośrednio, ale doskonale wiesz, że gdyby nie ja…– Starasz się załatwić sobie jeszcze większy wpierdol?– Staram ci się wytłumaczyć, że wiem więcej niż twój adwokat. Więcej niż ktokolwiek, kto zajmował się twoją chciał wracać myślami do zdarzeń, które odcisnęły się piętnem na jego psychice i popchnęły go do nadużywania zarówno psychotropów, jak i innych środków. Nie miał jednak wyboru.– Znam każdy aspekt twojej sprawy – kontynuował. – Od twojej roli w organizacji Langera aż po…– Aż po pobicie w Izabelinie, no – przerwał mu Gorzym. – Bo to ty skinął głową i dopiero teraz przestał się cofać. Myśl o tamtych przejściach w jakiś sposób dodała mu nieco pewności siebie. Zupełnie jakby wspomnienie o nich samo w sobie stanowiło przejaw odwagi.– Wakcie oskarżenia z pewnością są jakieś dziury – podjął. – A ja mogę je wyłapać i pogłębić. Uwalę całą sprawę pod kątem proceduralnym, rozumiesz?Nie rozumiał, ale nie miało to żadnego znaczenia. Podobnie jak to, że była to prawdopodobnie jedna wielka bzdura. Zanim sąd rozesłał odpis aktu oskarżenia do stron, został on sprawdzony pod kątem wymogów formalnych. Uchybienia, które Kordian mógłby teraz wykorzystać, dawno zostałyby nie mógł ugrać wiele, ale wystarczyło, że zyska trochę czasu. Dzięki temu może uda mu się przenieść w inne miejsce, ewentualnie trafić do skrzydła aresztu, do którego Gorzym nie będzie miał dostępu.– Nic nie tracisz – dodał. – A zyskać możesz sporo.– Gówno mogę zyskać.– Przekonaj się. Co ci szkodzi?Mięśniak przyglądał mu się przez przeraźliwie długi moment, rzeczywiście zaczynając rozważać, czy nie warto zaryzykować. Z jego punktu widzenia sytuacja była pod kontrolą. W każdej chwili mógł zrobić to, co zamierzał.– Potrzebuję tylko informacji od twojego obrońcy. I wglądu w parę sądowych dokumentów.– Nikt ci ich nie da.– Nie musi. Są sposoby, żebym się zapoznał z tym materiałem. Twój prawnik wszystko mi dostarczy, jeśli odpowiednio go przypuszczał, że zarówno Gorzyma, jak i innych ludzi podlegających niegdyś Langerowi nadal reprezentują ci sami adwokaci co wcześniej – pozostający na usługach szemranych typów i gotowi przymknąć oko na zasady poufności.– To jak będzie? – zerknął w głąb korytarza, jakby on też miał wątpliwości, czy klawisz przypadkiem nie usłyszał za dużo. Namyślał się najwyżej przez kilkanaście sekund, ale Oryński miał wrażenie, że upłynęła cała wieczność.– Możesz tylko zyskać – dorzucił Kordian, rozkładając ręce. – Przecież nigdzie się nie sekundy były jak tykanie bomby.– Dziewięćdziesiąt procent spraw w sądach wygrywa się, nie mając racji – ciągnął Oryński. – A wszystko dlatego, że procedura jest coraz bardziej sformalizowana, coraz bardziej wymagająca. Uchybienia pojawiają się na każdym kroku, tyle że…– Mój hapacz by to wyłapał – powtórzył Gorzym.– Niekoniecznie. Prawnicy rzadko wnoszą o wpisanie zastrzeżenia do protokołu rozprawy, a to jest warunek, żeby potem skorzystać z…– Nie chce mi się słuchać twojego pierdolenia, było tego nie zauważyć. Równie wyraźna była nadzieja, że w słowach Kordiana tkwi jednak ziarno prawdy. W rzeczywistości to, o czym mówił, było mocno naciągane, ale w tej chwili kluczowe było zalanie przeciwnika prawniczym żargonem.– Więc? – odezwał się Oryński. – Skorzystasz z okazji czy nie?Milczenie znów się przeciągało.– Dobra – rzucił w końcu Gorzym. – Niech będzie, że masz czas do końca dnia. Jak nic nie załatwisz w tym czasie, pożegnasz się ze swoim, kurwa, honorem.– Potrzebuję trochę więcej…– Tyle masz czasu – powtórzył mięśniak, ruszając w jego go bez ogródek, ciskając na ścianę, a na odchodnym rzucił jeszcze, że załatwi, co trzeba. Kordian szczerze w to wątpił, ale szybko przekonał się, że najwyraźniej nie docenił możliwości tego godzinę później trafił do świetlicy. Kiedy usiadł przy komputerze, zorientował się, że ktoś zostawił kilka otwartych dokumentów tekstowych. Było w nich właściwie wszystko, czego potrzebował do zapoznania się ze sprawą pytająco na strażnika, który go przyprowadził, ale ten zdawał się zupełnie ignorować młodego nie pozostało nic innego, jak zagłębić się w materiale dowodowym, który dobrze znał. Śledził proces Siwowłosego i wszystkich jego podwładnych. Gorzyma w nie podniosła niczego, co mogłoby się teraz przydać Oryńskiemu. Westchnął, ale starał się nie sprawiać wrażenia zrezygnowanego. Przypuszczał, że klawisz może mieć na niego znał najczęstsze błędy proceduralne, mniej więcej orientował się też, które mają szanse w postępowaniu kasacyjnym, a które Sąd Najwyższy prawdopodobnie odrzuci jako niemające wpływu na wynik akta Gorzyma w poszukiwaniu jednych lub drugich, zupełnie nadaremno. Właściwie wystarczyłoby cokolwiek, choćby formalny bzdet, który przed mięśniakiem mógłby rozdmuchać do odpowiednich chodziło wszak o to, by naprawdę wyciągnąć go z więzienia, a jedynie przez jakiś czas tworzyć iluzję, że to możliwe. Realnej szansy nie było, prokuratura stanęła na wysokości kilkudziesięciu minutach babrania się w brudach Gorzyma Kordian miał dosyć. I stracił całą nadzieję na to, że uda mu się cokolwiek znaleźć. Oskarżyciele zdawali się zabezpieczyć na każdym froncie, wypełniając normy postępowania karnego co do rozruszał kark, zaplótł dłonie z tyłu głowy i przez moment wbijał pusty wzrok przed prokuratura zachowała się lege artis, być może nie powinien się skupiać na tym etapie postępowania i zamiast tego zainteresować się tym, co robiła wcześniej policja. To wtedy najczęściej dochodziło do niewielkich wszystko, co działo się przed wszczęciem postępowania przygotowawczego i w jego trakcie. Także na tych etapach wszystko wydawało się bez trudno się było dziwić. Policjanci nie mieli powodu kombinować – Chyłka i Oryński wystawili im Siwowłosego i Gorzyma na tacy. Wystarczyło tylko skonsumować wyjątkowo apetyczne półtorej godziny Kordian spodziewał się, że zaraz zostanie zaprowadzony z powrotem do celi. Zerknął na drzwi, ale zobaczył tylko plecy strażnika. Wyglądało, że na kogoś czeka – i po chwili Oryński przekonał się, że rzeczywiście tak Gorzymowi wyjątkowo się spieszyło. Wszedł do środka, pociągnął nosem, a potem skinął ręką na Kordiana jak na psa.– Zaraz…– Wstawaj.– Jeszcze nie skończyłem.– Skończyłeś, nie miał zamiaru dawać za wygraną. Nie, dopóki nie wymyśli czegoś, co da mu choć cień szansy na ratunek. Wskazał palcem monitor i zmrużył oczy.– Tu może coś być – odezwał się.– Ta?– Mówiłem ci, że coś znajdę.– Niby co?Kordian odwrócił się w stronę ekranu i wbił wzrok w notatkę służbową, którą sporządzili funkcjonariusze po zatrzymaniu Gorzyma. Jednym z nich był Szczerbiński. O ile pamięć Oryńskiego nie myliła, to właśnie wtedy wraz z Chyłką go Szczerbatego potwierdzała, że prawdopodobnie nie doszło do żadnych uchybień. Był nie tylko porządnym człowiekiem, ale też solidnym stróżem prawa.– No, karakanie? – ponaglił go Gorzym. – Co znalazłeś?Ale nie tylko Szczerbiński przesłuchiwał zatrzymanych wówczas ludzi, pomyślał Kordian. Być może któryś z jego kumpli pofolgował sobie w pewnym momencie. Może za bardzo przycisnęli Gorzyma, może podeszli go, przekraczając granicę, i wymusili jakieś w trakcie postępowania policyjnego przyznał się do kilku zarzutów, chciał przehandlować to i owo – dopiero potem wycofał się ze wszystkiego i za namową swojego obrońcy szedł w zaparte. Była to właściwie nie najgorsza taktyka, bo próbowano wykazać, że policja uwzięła się na Gorzyma tylko dlatego, że ten nie cieszył się zbyt dobrą ktoś pozwolił sobie na zbyt wiele?Nie, prawdopodobnie nie. Ale czy miało to jakiekolwiek znaczenie?– Potrzebuję nagrań z monitoringu – rzucił buńczucznie Kordian.– Jakiego monitoringu?– Zposterunku, na którym byłeś przesłuchiwany.– Ana co ci to?– Znajdę…– Gówno znajdziesz, bo nie ma żadnych uniósł brwi.– Jak to?– Chcieliśmy je dostać wcześniej, ale nie nagrywali nas. Podobno nie rację, prawo nie wymagało zapisu audiowizualnego z przesłuchań, w zupełności wystarczyły papiery podpisane później przez podejrzanego i notatki służbowe podsunęło Oryńskiemu pewien pomysł. Niezbyt dobry, ale możliwy do sprzedania. Codziennie na całym świecie handlarze wciskali klientom wszelkiej maści chałę i tandetę – przy odrobinie szczęścia i jemu powinno się udać wetknąć Gorzymowi lewy towar.– Idealnie – rzucił, siląc się na najbardziej przebojowy ton, jaki mógł zapozorować. – To nam daje pewne pole manewru.– Niby jakie?– Możemy obalić przynajmniej część z tego, co wtedy powiedziałeś. I wykazać, że doszło do manipulacji.– Odwołałem potem te rzeczy.– Ale część z nich potwierdziły inne dowody, więc na nic ci się to nie zdało.– Ty też mi się na nic nie zdasz.– Przeciwnie – zaoponował stanowczo Oryński. – Mogę argumentować, że śledczy przedstawili dowody w
Paweł Gzyl Zawsze w życiu stara się być najlepsza. I udaje jej się: od razu po skończeniu szkoły trafiła do świetnego teatru i zaczęła zdobywać nagrody za swoje role. Teraz brakuje jej do pełnego spełnienia tylko założenia . Jeszcze do niedawna wydawało się, że szczyt jej popularności przypadał na lata 90. Potem miała ewidentny przestój w karierze. Ale ostatnio wszystko się odmieniło. Oglądamy ją zarówno w serialu „Chyłka”, jak i w całej serii filmów kinowych - od „Zjednoczonych Stanów Miłości”, przez „Najlepszego” i „Gwiazdy”, po wchodzący właśnie na ekrany „Cicho, prawie noc”. Tworząc kreacje w tych wszystkich produkcjach, aktora czerpie garściami ze swego burzliwego życia. - Mówi się, że aktorzy szybko żyją, piją, szaleją, ryzykują. Podejrzewam, że nie więcej niż inne grupy zawodowe. Ale też aktor musi skądś to wszystko brać! Nie jest tak, że wejdę na scenę czy stanę przed kamerą i na gwizdek zagram schizofreniczkę albo osobę w depresji, kurwę czy taką, która straciła całą rodzinę. Oczywiście nie mówię, że aktor ma się włóczyć po nocnych klubach! Ale trzeba szukać tych ekstremalnych doświadczeń, podchodzić blisko - mówi w „Vivie”. * * * Pochodzi z niewielkiej miejscowości Żarki-Letnisko, która za czasów Peerelu była miejscem wypoczynku dla całego Śląska. Większość mieszkańców żyła z wynajmu kwater - ale ojciec Magdy był kierowcą. Często więc wybywał z domu, a kiedy się pojawiał, sięgał po alkohol. To odbijało się na dzieciach - Magdzie i jej starszym bracie - Piotrze. - Ojciec był osobą szaloną, wolnym duchem, takim czarodziejem, który wymyślał różne przygody i potrafił zaproponować znienacka wyjazd nad morze. Im byłam starsza, tym bardziej jednak zdawałam sobie sprawę z tego, że zachowanie ojca z czegoś wynika, że on jest fizycznie i emocjonalnie nieobecny - wspomina w „Twoim Stylu”. Magda z bratem zawsze byli bardzo lubiani i towarzyscy. W ich domu często roiło się od gości. Duża była też w tym zasługa mamy, która starała się stwarzać w nim miłą atmosferę. Nie myślała o rozwodzie z pijącym mężem - bo w tamtych czasach trwało się w małżeństwie do końca. Kiedy Magda miała dziewiętnaście lat ojciec zginął w wypadku. W dalszej części artykułu dowiesz się Co się mówi o aktorach O bolesnych ciosach, które spadały na aktorkę Jak poznała swoją wielką miłość? Pozostało jeszcze 68% chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp. Zaloguj się Zaloguj się, by czytać artykuł w całości Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
Dekadę temu mógł zostać najpopularniejszym aktorem swojego pokolenia, ale zaciągnął hamulec i poszedł własną drogą. Teraz Jakub Gierszał jest gotowy, żeby otworzyć się na współczesny świat. Trudno jest wejść w umysł psychopaty, człowieka bez skrupułów?Jakub Gierszał: To w pewien sposób przyjemne i wyzwalające…Wyjaśnisz? Piotr Langer z serialu „Chyłka” to pierwszy tak czarny charakter w twoim bo zło pokazane na ekranie jest dla widza pociągające, a ja dzięki tej roli mogłem zastanowić się, dlaczego tak jest. Wyzwalające, bo prywatnie przestrzegam norm społecznych, a na planie mogłem puścić wodze fantazji i poczuć, jak to jest, kiedy się to wszystko odrzuca. I zrobić to w bezpiecznych warunkach, nie wyrządzając nikomu krzywdy. To była po prostu dobra zabawa. Nigdy wcześniej nie grałem tak zepsutej postaci i to był jeden z powodów, dla których przyjąłem tę wyglądały przygotowania?Obejrzałem różne dokumenty, kilka wywiadów ze słynnymi zbrodniarzami, ale nie będę przytaczał nazwisk, bo nie chcę tym ludziom „robić PR-u”. Nie wiem, czy umiałbym wcielić się w autentyczną postać tego pokroju, bo uważam, że obecność psychopatycznych morderców w popkulturze może być czymś niewłaściwym. Z Piotrem Langerem nie miałem problemu właśnie dlatego, że on nie istnieje, należy tylko do świata Chyłki, wykreowanego przez Remigiusza Mroza. Przygotowując się do tej roli, skupiłem się też na słynnych bohaterach filmowych, tych fikcyjnych. Zacząłem od „Psychozy” Hitchcocka, czyli od każdy z nas ma w sobie mniejszy lub większy rys psychopatyczny. W internecie można znaleźć mnóstwo testów, które pozwalają to sprawdzić. Próbowałeś?Nie, nie robię żadnych testów. Boję się, że nie zdam. (śmiech)Kiedyś mówiłeś, że nie chcesz grać w serialach, bo obawiasz się, że stracisz swoją niewinność. A teraz występujesz w produkcji nadawanej przez jedną z trzech największych stacji telewizyjnych w Polsce. Czemu zdecydowałeś się wejść w kulturę masową?Ten serial jest tworzony przez niezależnego producenta, mającego sporą swobodę twórczą. Kiedy Łukasz Palkowski, reżyser, z którym wcześniej spotkałem się na planie „Najlepszego” (Jakub za rolę Jerzego Górskiego, byłego narkomana, który został podwójnym mistrzem świata w triatlonie, dostał nominację do Orła – red.), zadzwonił do mnie z propozycją roli w serialu, to wiedziałem, że jeśli kiedykolwiek mam wejść w taki projekt, to właśnie z nim. Moja deklaracja, że nie chcę grać w takich produkcjach, padła wtedy, gdy dopiero zaczynałem przygodę z aktorstwem, a serial wkładał aktora w pewną szufladę. Od tamtego czasu wiele się zmieniło. Ja dojrzałem, a seriale bardzo ewoluowały. Myślę, że dziś aktorowi trudno jest je omijać. Bo jeśli ktoś nie ma bazy w postaci teatru, tak jak ja, to możliwości wyboru są bardzo ograniczone. Dlatego stwierdziłem, że najwyższa pora pójść z duchem popularny serial otworzył przed tobą nowe drzwi?„Chyłka” ma sporą oglądalność, więc na pewno mam teraz okazję dać się poznać szerszej publiczności. Tym bardziej że do tej pory wybierałem produkcje dość niszowe. Po „Sali samobójców” (film Jana Komasy z 2011 r. – red.), która stała się popularna, odniosłem wrażenie, że łatwo unieść się na fali i zostać „modnym” młodym aktorem. Co prawda dopiero niedawno nauczyłem się surfować i przekonałem się, że fala wznosząca zawsze w końcu opada, ale już wtedy instynktownie to wiedziałem. Nie miałem poczucia, że zapracowałem sobie na całe to zainteresowanie. Z aktorstwem wiązałem swoją przyszłość i przeczuwałem, że jeśli stanę się sezonową gwiazdą, to zaprzepaszczę moją przyszłość w tym zawodzie. Zdecydowałem się pójść własną drogą. Jakub Gierszał w serialu 'Chyłka'. mat. prasowe Zaskakująco dojrzałe podejście jak na 20-letniego chłopaka… Oczywiście teraz tak mówię z perspektywy 32-latka, ale wtedy ta decyzja nie była prosta. Jednak wiem, że gdybym dekadę temu zagrał w takim serialu jak „Chyłka”, to moja kariera zawodowa potoczyłaby się inaczej. A ja bardzo nie chciałem być zaszufladkowany. W żaden sposób. Mając przed oczami dalszą perspektywę, a nie tylko przysłowiowe pięć minut sławy, musiałem zaciągnąć hamulec. Wybrałem spokojny rozwój w bezpiecznych warunkach. Czyli takich, które nie stawiały mnie na świeczniku. Ale ten etap mam już za sobą i czuję, że mogę pójść o krok dalej, otworzyć się na coś że chciałeś uniknąć zaszufladkowania, a jednak media pisały o tobie: „polski James Dean”, „Leonardo DiCaprio znad Wisły”. Chciano w tobie widzieć młodego był Robert Pattinson. (śmiech) Oczywiście, nowy polski amant to nośna „pozycja”, ale jak długo można w ten sposób funkcjonować? Uroda i młodość w popularnym serialu, ale równolegle występujesz w odważnych produkcjach. Niebawem do kin ma wejść „Najmro. Kocha, kradnie, szanuje”, który można porównać do filmów Quentina Tarantino. Lubisz eksperymenty?Uwielbiam. Producent określa ten gatunek jako „komedię akcji”, ale to coś znacznie więcej. Opowiadamy autentyczną historię złodzieja i gangstera, który ma swoją zaufaną grupę współpracowników i „biznes” idzie im świetnie. Jednym z jego podopiecznych jest moja postać, Antos, który jest dla tytułowego bohatera niczym młodszy brat. I kiedy Zdzisław „Najmro” Najmrodzki zakochuje się i postanawia zmienić swoje życie, mój bohater się buntuje, bo nagle cały jego dotychczasowy świat zaczyna się rolę w tym filmie zagrał twój kolega z roku, Dawid Ogrodnik. Wciąż się przyjaźnicie?Praca nad tym filmem była dla nas niesamowitym doświadczeniem, bo przez kilka tygodni kręciliśmy w Krakowie, naszym studenckim mieście. To była nostalgiczna podróż do przeszłości, bo z Dawidem mieszkaliśmy w jednym pokoju w akademiku. A w „dorosłym” życiu spotkaliśmy się na planie po raz pierwszy. Nie wiem, czy oglądałaś „Ocean’s Eleven”, ale chyba czuliśmy się trochę jak bohaterowie tego filmu. (śmiech)W Krakowie studiowałeś też z Mateuszem Kościukiewiczem, z którym zagrałeś w kilku filmach, w twoim debiucie „Wszystko, co kocham” Jacka Borcucha. Śledzicie nawzajem swoje kariery?Wiem, co robią Dawid czy Mateusz, jednak nie wszystko widziałem, bo oni sporo pracują za granicą i nie każdy tytuł wchodzi do kin w Polsce. Po studiach nasze drogi w naturalny sposób się rozeszły, chłopaki mają teraz swoje rodziny i domowe obowiązki. Ale kiedy już nam się udaje spotkać, to „energia jest” (cytat ze „Wszystko, co kocham” – red.). Bardzo cenię sobie te przyjaźnie. Pomaga nam to, że borykamy się z podobnymi sprawami w życiu i fajnie jest wymienić się doświadczeniami. Wszyscy gracie w zagranicznych produkcjach. Świat filmowy jest dziś otwarty?Zdecydowanie bardziej niż dekadę temu. Robienie filmu za granicą to ciekawe doświadczenie, bo w każdym kraju pracuje się inaczej. Na przykład ostatnio kręciłem niemiecką produkcję na Kubie i to było coś niesamowitego. Nagle zderzyłem się z kulturą, która wciąż głęboko tkwi w socjalizmie. I, co interesujące, jako dziecko wychowane w postkomunizmie odnalazłem się tam znacznie lepiej niż moi niemieccy koledzy. Szybko znalazłem z Kubańczykami wspólny język. Mamy podobne podejście do życia, do pracy, choć warunki, w których oni wciąż żyją, mogą nam się wydawać abstrakcyjne. Na Kubie dopiero od dwóch czy trzech lat działa internet, dostęp do niego jest drogi i utrudniony. Tam nie ma mowy, żeby oglądać sobie seriale na Netfliksie. Ja wciąż pamiętam, jak będąc nastolatkiem, próbowałem podłączyć się do koszmarnie wolnego modemu, żeby mieć połączenie z siecią. Inna sprawa to rum – turyści wyobrażają sobie, że jego picie jest egzotyczne i fajne, ale Kubańczycy spożywają go codziennie, często nie dla zabawy, tylko aby „przetrwać”. Tak jak Polacy wódkę w PRL-u. Dlatego mieszkając tam przez kilka tygodni i obserwując to wszystko, byłem wdzięczny, że urodziłem się już w innych czasach. Na Kubie do tej pory półki w sklepach świecą pustkami, na stacjach benzynowych brakuje paliwa. My na plan musieliśmy jeździć całą ekipą – nieważne, czy ktoś miał jedną scenę rano, czy dwie dopiero wieczorem – bo przysługiwał nam jeden transport brzmi abstrakcyjnie…Mieszkaliśmy w trzygwiazdkowym hotelu all inclusive, bo na Kubie są tylko albo tego typu przybytki, albo tzw. casa particular, czyli domy prywatne. Spędziliśmy tam sześć tygodni i była to bardzo ciekawa obserwacja socjologiczna, bo w tym czasie przewinęło się przez nasz hotel kilka turnusów, Niemców oraz Kanadyjczyków. Oczywiście były wieczorne animacje i wszystkie inne atrakcje hotelowe. (śmiech) Kiedyś obudził mnie nad ranem dziwny dźwięk, takie chrupanio-chrobotanie za moim oknem, i okazało się, że pod balkonem stoi koń i skubie trawę z hotelowego ogródka. To było dla mnie ciekawe doświadczenie, bo opowiadaliśmy historię ludzi, którzy przyjechali z Niemiec, z tzw. pierwszego świata, i znaleźli się w rzeczywistości, która ma zupełnie inne się w Niemczech, spędziłeś tam pierwszych 11 lat życia. Rodzice wyprowadzili się z Polski, gdy miałeś cztery miesiące, więc dorastałeś w tym „pierwszym świecie”. Mieszkaliśmy na przedmieściach Hamburga, do centrum miasta było daleko, a naszymi sąsiadami byli ludzie podobni do nas, czyli tacy, którzy przyjechali na Zachód szukać lepszego życia. To byli Kurdowie, Rosjanie, Turcy, Polacy…Prawdziwy tygiel. Oczywiście zawsze gdzieś z tyłu głowy miałem świadomość, że w Polsce żyją moi dziadkowie i tam są nasze korzenie, ale moja codzienność była niemiecka. Wychowywałem się na niemieckich bajkach w telewizji, z kolegami z podwórka rozmawiałem po niemiecku. Myślę, że dziś pomaga mi to w zawodzie. Wróciłeś do Torunia pod koniec lat 90., jako nastolatek. Dużo polskich rodzin wtedy wracało. Pamiętam, że moje rodzeństwo cioteczne przyjechało do Warszawy po kilkunastu latach spędzonych w Berlinie i trudno im było się przystosować do polskiej rzeczywistości. Bo to jest bardzo trudne. Szkołę zmieniałem siedem razy, dzieciaki wyzywały mnie od Niemców, wołały za mną „Hitler”. Kiedy przyjechaliśmy do Torunia, wciąż miałem obcy akcent, nie zawsze potrafiłem znaleźć właściwe słowo po polsku. A powiedzmy sobie szczerze – dzieciaki bywają wredne i złośliwe. Ale poczucie siły dawało mi przeświadczenie, że nawet jeśli robię błędy językowe, to jestem „stąd”. Polska to zawsze był mój dom, jestem Polakiem. I wcale nie mówię tego, bo dzisiaj to dobrze widziana politycznie deklaracja. (śmiech)Dorastanie na tzw. Zachodzie dało ci inną perspektywę. Ale czy lepszą?W Polsce doświadczyłem odrzucenia, więc uważam, że mam prawo głośno mówić o problemie nietolerancji. A dziś jest on szczególnie palący. W Niemczech jest takie powiedzenie: „Czego rolnik nie zna, tego rolnik nie zje” i myślę, że u nas takie myślenie też wciąż jest zauważalne. Dorastałem na wielokulturowym podwórku, zdaję sobie sprawę, że tych podwórek jest wiele, i szanuję różnice, które są między nami. Wiele razy oberwałem za to, że jestem inny, że jestem „skądinąd” i nie ma we mnie zgody na rasizm czy inne formy lata temu spróbowałeś swoich sił w nowej roli, asystenta reżysera. Głównym reżyserem toruńskiej „Trucizny” był twój ojciec, Marek Gierszał. Ciekawa współpraca?Dwa lata temu zadzwonił do mnie tuż przed premierą i był podłamany, powiedział, że właśnie stracił głównego aktora. Teatr zaproponował mu, żeby sam zagrał tę rolę, bo skończył wydział aktorski w Krakowie, ale musiałby pogodzić granie z reżyserowaniem. Wtedy zaproponowałem, że mu pomogę. To był przypadek, ale przyznaję – spodobało mi o tej drodze?Niczego nie wykluczam. (śmiech) Może nawet więcej: jestem otwarty na wszelkie reżyser zawsze był twoim punktem odniesienia?Kiedy przyjechałem do Polski, miałem bardzo ograniczony kontakt z ojcem. Pamiętam jego próby ze studentami w Niemczech i pracę na scenie, to musiało na mnie robić ogromne wrażenie, ale nigdy nie było w pełni świadome. Przez całe lata byliśmy daleko i dopiero kiedy zdecydowałem się zdawać do szkoły teatralnej, znowu nawiązaliśmy ze sobą bliższy kontakt. Nagle pojawiła się wspólna przestrzeń do rozmowy. Ale to nie było tak, że ja obserwowałem artystyczną drogę ojca i chciałem pójść w jego ślady, on długo był dla mnie odległą osobą. Szedł swoją drogą, ja swoją. Nawet jeśli czasem pytałem go o zdanie, to nie chciałem angażować go w swoje sprawy. Dopiero wspólna praca była dla nas okazją, żeby zacząć się nawzajem również na innych polach, w zeszłym roku zaśpiewałeś na Męskim aktor nie ma szans, żeby wyjść na scenę i wystąpić przed kilkunastotysięczną widownią. Nie ma takich teatrów, nie ma takich scen. Wiedziałem, że mogę zostać wygwizdany, ale stwierdziłem, że raz się żyje, trudno, z każdej porażki można się wylizać. I dzisiaj – bogatszy o to doświadczenie – przyznaję, że trochę zazdroszczę muzykom. (śmiech)Mimo to nie zabiegasz o sławę, nie ma cię na Instagramie, Facebooku, nawet na Twitterze. Jesteś „niedzisiejszy”.Nigdy nie miałem takiej potrzeby. A jednocześnie wiem, że nie mogę cały czas udawać, że świat wokół mnie – także ten wirtualny – nie istnieje. Zastanawiam się nad założeniem konta na Instagramie. To nie wynika z mojej wewnętrznej potrzeby, ale zdarza się, że obce osoby podszywają się pode mnie w mediach społecznościowych, a ja nie mam jak się przed tym bronić. Ostatnio napisał do mnie zagraniczny reżyser z pytaniem, dlaczego na Twitterze szerzę treści rasistowskie, popieram Donalda Trumpa i hejtuję czarnoskórych ludzi. Dostałem również maila od nieznajomej osoby, która czując się oszukana, zrelacjonowała mi długą historię „naszych” prywatnych rozmów. Oczywiście to nie byłem ja, ale to ja płacę cenę za cały ten bałagan. Mogę takie sytuacje określić jako – delikatnie rzecz ujmując – niesmaczne. Może więc z mediami społecznościowymi jest tak jak z serialami i dobrze jest eksperymentować z nowymi formami. Bo chociaż dzielenie się każdym aspektem życia wydaje mi się wyjątkowo absurdalne, to z drugiej strony oglądam na YouTubie kompilacje filmików z TikToka. Zatem w jakiś sposób ten świat mnie pociąga, interesuje. On mi pokazuje, że teraz ludzie traktują kamerę jako coś naturalnego, przez co zawodowe aktorstwo staje się coraz większym wyzwaniem. Trzeba je zdefiniować na nowo. Czuję, że jeśli będę się od tego wszystkiego odcinał, to coś stracę. No więc stoi przede mną pytanie: Może czas otworzyć się na współczesny świat? Kim jest Jakub Gierszał?Urodzony 11 marca 1988 roku polski aktor, syn Marka Gierszała, uznanego reżysera teatralnego i aktora. Niedługo po urodzeniu Jakub Gierszał przeprowadził się z rodzicami do Hamburga w Niemczech, gdzie mieszkał do 11 roku życia. Na wielkim ekranie zadebiutował w 2009 roku rolą Kazika w słynnym filmie Jacka Borcucha "Wszystko, co kocham". W 2011 zagrał Daniela w filmie "Sala Samobójców" Jana Komasy. Za rolę tę otrzymał nagrodę im. Zbyszka Cybulskiego oraz Złotą Kaczkę dla najlepszego aktora. Podczas Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Berlinie w 2021 uhonorowany został prestiżową nagrodą „Shooting Star” przyznawaną najbardziej obiecującym, młodym aktorom europejskim. W 2012 Jakub Gierszał ukończył Państwową Wyższą Szkołę Teatralną w Krakowie. Zagrał w filmach "Najlepszy" Łukasza Palkowskiego, "Pokot" Agnieszki Holland, "Córki dancingu" Agnieszki Holland, "Nieulotne" Jacka Borcucha czy "Yuma" Piotra Mularuka. Dużą popularność przyniosła mu rola Piotra Langera w serialu "Chyłka" We wrześniu 2021 do kin wejdzie kolejny film z jego udziałem - "Najmro. Kocha, kradnie, szanuje" Mateusza Rakowicza.
Niestety Twój system operacyjny nie jest już wspierany i dlatego nie możemy poprawnie wyświetlić tej strony. Przepraszamy za utrudnienia. Chyłka-Oskarżenie: Chyłka i Kordian przyjeżdżają do siostry Baumana Plan Langera Juniora powiódł się - Chyłka straciła dziecko. Kordian postanawia zemścić się na Langerze. Junior nie odpuszcza, odwiedza prawniczkę przynosząc bukiet róż. Prawniczka, pomimo wielkiej straty, postanawia kontynuować sprawę Tesarewicza. Legenda solidarności postanawia wyjawić prawdę. Dlaczego przyznał się do fałszywych oskarżeń? Zobacz, co się wydarzyło w finałowym odcinku Chyłki-Oskarżenia! OGLĄDAJ SERIAL W >>> Chyłka budzi się w szpitalu. U jej boku czuwa Kordian. Prawniczka, mimo swojego stanu, nie zamierza zostać pod opieką lekarzy. Oryński zabiera ją do domu, ale Chyłka daje jasno do zrozumienia, że chce zostać sama. Niespodziewanie odwiedza ją Langer. Po powrocie do kancelarii Chyłka konfrontuje się z Żelaznym. Informuje go, że wie o trwającym od lat tuszowaniu przez niego spraw Langera. Prawniczka żąda przywrócenia Kordiana do firmy. Żelazny odmawia, mówiąc, że nie da się go zaszantażować. Zordon postanawia spotkać się z ojcem przed rozprawą w sądzie. Wyjawia mu całą prawdą o śmierci matki. Chyłka, sezon 5: Najlepsze fragmenty 6. odcinka!
jak chyłka straciła dziecko